Już po skończonym obiedzie, i po setce pytań, zadanych przez Natsu, dotyczących niego, Hitomi patrzyła podejrzliwie na Raicho, z dłońmi splecionymi i przystawionymi do nosa; zmarszczyła brwi. Próbował nie zwracać na nią uwagi, ale ani trochę mu to nie wyszło. Po chwili nie wytrzymał i wybuchnął:
- O CO CI CHODZI?!
- Ach, o nic... kompletnie o nic – powiedziała nad wyraz spokojnym tonem przeciągając każdą sylabę, i nie odrywając wzroku od mężczyzny. – Tylko... mam kilka pytań...
Raicho mruknął, dając znać, że może już zacząć.
- Dlaczego jecie obiad w gildii? – na to pytanie chłopak odpowiedział gniewem: Natsu zadał już wystarczająco dużo takich samych pytań. – Dobra... niech będzie. Następne pytanie: czemu ziemniaki?
- Bo lubię podróże.
- Z jakiej racji nadal ż y j e s z?
- Sugerujesz, że nie powinno mnie tu być? - urażony odpowiedział pytaniem.
- Tak! Tonazo przecież cię z a b i ł! – wskazała na mężczyznę i spojrzała na niego. Jakgdyby gestem chciał pokazać, aby tego nie mówiła, ale było już za późno.
Zdziwiony Raicho spojrzał na Tonazo. Zwołał resztę członków gestem ręki i rzekł:
- Tak więc ty, Tonazo, za zabicie mojego klona, ty Kurumi, za przytakiwanie, Tsuya, Kahori, Seiji, Reishi, wy za brak reakcji, a ty Tamaki, za bycie sobą, zostajecie ukarani.
Pierwsza myśl Hitomi, jaka przyszła jej do głowy, po usłyszeniu wypowiedzi Raicho, była „kara śmierci”. Potrząsnęła głową, jakby dzięki temu mogła pozbyć się smutnej wizji przyszłości.
- W sumie to dziwne... – rozmyślał na głos Tonazo.
- Ech? Co? – zapytał Raicho.
- Że dopiero teraz to zauważyłeś...
- Co dopiero teraz zauważyłem?
- Nie wiem czy wiesz, ale zabijałem każdego twojego klona.
- Mówiłeś, jakbyś nie wiedział, że to były klony... – do dyskusji wtrącił się Gray.
- Aby was nastraszyć – powiedział Tonazo śmiejąc się podle.
- Oj tak, tak! W udawanie włożyliśmy całe serce! – dodała Kurumi.
- Ty tylko przytakiwałaś! – wykrzyknął Tonazo.
- Oj tak, tak! Ja tylko przytakiwałam.
Tonazo walnął się otwartą dłonią w twarz i powiedział:
- Nie nadążam za tobą...
- Zostajecie u k a r a n i! – powtórzył Raicho, w niecierpliwości.
- Więc o co chodzi tym razem? – zapytał Reishi.
„Tym razem”... a więc przeżyli inne kary..., pomyślała Hitomi i odetchnęła z ulgą. Zaraz! O czym ja myślę? Przecież on by nikogo nie zabił!, dodała w myślach.
- Wystarczy... – na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek - ... że pójdziecie za mną.
- Za co wcześniej byliście karani? – zapytała dziewczynka.
- Za zjedzenie czegoś z jego talerza, za kradzież kilku klejnotów, za dolanie mu czegoś do picia... – tu Tamaki zatrzymała się i spojrzała na Tonazo obwiniającym spojrzeniem. – Ogółem za wszystko.
- A... co było karą? – zapytała Hitomi.
- No... to co my zrobiliśmy.
Dziewczynka patrzyła oniemiała na Tamaki.
- To znaczy, że jeśli my mu coś ukradliśmy, on nam to kradnie, tylko że dwa razy tyle.
- Czyli... – Hitomi ledwo udało się to z siebie wyrzucić. – Jeśli... jeśli Tonazo za-zabił klona... on... on go...
- Tiaa... – odparła bez żadnego uczucia w głosie, jak i na twarzy.
- Czemu nie jesteś smutna?
- Wydaje ci się.
Po tych słowach dołączyła do reszty i za chwilę później zniknęła na schodach. Hitomi spojrzała tam i powiedziała:
- Musimy ich uratować...
- Przed czym? – zapytał Natsu.
Oni naprawdę nic nie słyszeli?, pomyślała i wytłumaczyła im, to co usłyszała od Tamaki.
- No dobra, spoko, ale nie wiem czy wiesz – on ich prowadzi do kuchni – powiedział Aki.
- Ymm... no i? – zapytała nie widząc związku.
- W kuchni n i e m a drzwi, ale jest obraz.
- Achh... wyobraź sobie, że nie chciało mi się szukać – tym razem to Aki nie rozumiał o co chodzi koleżance. – Zawsze udaję klaustrofobię, gdy chce mi się posiedzieć w spokoju! A teraz jak już wszystko objaśnione, chodźmy!
- Lepiej będzie, gdy kilka osób tu zostanie – powiedziała Erza. – Aki, Hitomi, Natsu i ja idą. Lucy, Wendy, Gray, wy tutaj zostańcie.
- Co? Dlaczego? – zapytał Natsu.
- Ach... chodzi o Lucy, prawda? – zapytał Happy uśmiechając się od ucha do ucha.
- Jeśli tego tak bardzo chcesz Lucy może pójść z nami – powiedziała Erza, próbując ukryć uśmiech.
- Wcale nie! – zaprzeczył chłopak. – To... po prostu... z ciekawości.
- Jak zwał, tak zwał. Idziemy wreszcie, czy nie? – zapytała zniecierpliwiona Erza.
Zeszli więc po schodach na dół. W kuchni zobaczyli Raicho z zakrwawionym tasakiem w ręku.
- Widzę, że mamy gości – powiedział patrząc na członków Fairy Tail, z uśmiechem szaleńca.
------------------------------------------------------------------------------------------------
I jak się rozdział podobał? Moim skromnym zdaniem wyszedł całkiem nieźle... ale jeśli macie jakieś uwagi proszę, piszcie, aby moje błędy nie powtarzały się już nigdy więcej.
Aha, no i jako że dość dużo już tych moich postaci za niedługo zawita tutaj nowa zakładka - "Bohaterowie". Niestety, rysunków wszystkich postaci na chwilę obecną nie mam, jednak możliwe, że kiedyś je ujrzycie.
Do zobaczenia za tydzień (przypominam, że mam zieloną szkołę)!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz